Wspomnienia dawnych pracowników, dotyczące pierwszych półprzewodników w PIE
WSPOMNIENIE PROF. ANDRZEJA CZACHORA O PRACY W PIE W LATACH 50.

Z profesorem Andrzejem Czachorem z Narodowego Centrum Badań Jądrowych (NCBJ) zdarza mi się podróżować średnio dwa razy w tygodniu. Pierwszy raz, gdy w czwartek rano instytutowy autokar zabiera pracowników do instytutu i drugi raz, gdy ten sam autokar po południu odwozi pracowników do domów. Bodajże w lecie 2010 r., gdy jeszcze jako pracownicy Instytutu Problemów Jądrowych (IPJ) wracaliśmy pewnego razu do domu, aby zabić czas wyciągnąłem sobie do przejrzenia stare prace Przemysłowego Instytutu Elektroniki (PIE) z lat 50. i 60. Traf chciał, że na siedzeniu obok siedział prof. Andrzej Czachor i mimochodem rzucił okiem na moją lekturę. Zwierzył mi się wówczas, że swoją pracę zawodową zaczynał właśnie w PIE w roku 1956 i zajmował się pomiarami właściwości półprzewodników. Wówczas informacje te przyjąłem dość chłodno, jako mało interesujące dla mnie.

Sytuacja zmieniła się, gdy dowiedziałem się o śmierci prof. Witolda Rosińskiego. Wówczas zrozumiałem, że jest to ostatni chyba moment, by zbierać informacje o początkach półprzewodników w Polsce. Obiecałem sobie, że zapiszę wszystko, co prof. Andrzej Czachor ma do powiedzenia w tym temacie. W kwietniu 2013 r. nadarzyła się taka sposobność i odwiedziłem Profesora w jego gabinecie.
Mój rozmówca zastrzegł, że nie ma bardzo dobrej pamięci i że łatwiej przywoływać mu pewne epizody.

-Pracę w PIE zacząłem w 1956 r. Trafiłem do zakładu p. Morkowskiej. Z tego zakładu pamiętam też p. Nasta. Równocześnie ze mną do zakładu tego trafili inni absolwenci fizyki:
Nieżyjący już prof. Jerzy Piekoszewski (z Poznania, pracował potem w IPJ- mój dopisek), Marian Kozielski (Toruń) i Eugeniusz Szyszko (Poznań). Marian Kozielski zajmował się hodowlą monokryształów. Wszyscy trafiliśmy do PIE z tzw. nakazu pracy. Grupa, do której trafiliśmy, zajmowała się materiałami półprzewodnikowymi (sprowadzanymi zza granicy). Nie pamiętam dokładnie, ale wydaje mi się, że był to german. Materiały badane były cięte drutami, zanurzonymi w zawiesinie proszku karborundowego. Z tak pociętych płytek były robione diody prostownicze. Pamiętam, że sprawa tranzystora była wówczas na celowniku. Mniej więcej w tym okresie pojawiła się książka Shockley'a i to była dla nas podstawowa lektura. Była ona trudna dla nas- absolwentów fizyki. Należało zmienić myślenie z elektronów w prózni na dziury i elektrony w ciele stałym i nie było to takie proste. Pani Morkowska była tytułowana "Pani doktor" i była od nas starsza. Na początku roku 1958 w naszym zespole trwały prace nad powstaniem stanowiska do wyciągania monokryształów metodą Czochralskiego. Widziałem osobiście pierwszy monokryształ z tego urządzenia, podobny bardziej do śruby okrętowej niż do pręta. Byliśmy wówczas przekonani, że to pierwszy monokryształ w kraju, wyciągniety tą metodą i atmosfera była podniosła. Co do mojej roli w zespole, to byłem teoretykiem. Zajmowałem się pomiarami (m.in. czterosondą do pomiaru oporności półprzewodnika oraz aparaturą do pomiaru czasu życia nośników, skonstruowaną przez inż. Chmielewskiego). Zastrzegam jednak, że konstruktora osobiście nie poznałem. Odszedł on z zespołu chyba przed moim akcesem. Co do budowy tego ostatniego urządzenia, to działało ono następująco: Plamka świetlna z rozżarzonego drutu platynowego była rzutowana soczewką na wygładzoną powierzchnię półprzewodnika. W sąsiedzwie plamki znajdował się kontakt elektryczny, który przenosił generowane napięcie na wzmacniacz. To napięcie było tym mniejsze, im wieksza odległość od tej plamki i im krótszy czas życia. Krzywe, reprezentujące zależność napięcia od odległości plamki od kontaktu były funkcjami Bessela. Dysponując standaryzowanymi krzywymi dla kilku czasów życia (10, 50, 100 mikrosekund) można było dokonać porównania i na tej podstawie określało się czas życia nośników w próbce. Początkowo plamka świetlna była linią. Po pewnym czasie ulepszyłem urządzenie, tak, że plamka była punktem i wówczas pomiar był radialny, a rozwiązaniem była funkcja elementarna. W pierwszej połowie 1958 r. poczułem, że się już nie rozwijam. Pod wpływem prof. Piekoszewskiego, który przeniósł się do IBJ wcześniej, postanowiłem także i ja się tam przenieść. Co do lokalizacji naszej pracowni w PIE, to mieściła się ona na pierwszym piętrze budynku przy ul. Długiej 44/50 i zajmowała dwa pierwsze okna od strony parku Krasińskich, patrząc od ul. Bohaterów Getta. Pamiętam, że z przyczyn chyba remontowych przeniesiono nas chyba na początku 1958 r. na ul. Stępińską (tam mieścił się Zakład Doświadczalny Półprzewodników-przyp. mój). Pamiętam, że była tam kobieta- technik, która miała krótkie rurki o średnicy kilku milimetrów i masowo wkładała do środka zestaw drucików z kontaktami na płytce półprzewodnikowej i na małym, ale ostrym płomieniu palnika zatapiała te rurki. Robiła tego naprawdę dużo! Dziennie zatapiała - jak na moje oko- co najmniej 200-300 sztuk takich zestawów. Pamiętam jednak, że pani ta nie miała poczucia misji (rozmówca mój prawdopodobnie wspomina proces wytwarzania pierwszych serii diod DOG- przyp. mój). Sprzęt zaś do naszych badań był robiony przez pracowników instytutu. Nie przypominam sobie, abyśmy robili jakieś zakupy aparatury z zagranicy. Duży wkład w tworzeniu aparatury miał Eugeniusz Szyszko, który potem przeniósł się do TEWY. Nie mam obecnie z nim kontaktu i nie wiem czy jeszcze żyje.

WSPOMNIENIE DOC. CZESŁAWA KILISZKA


Doc. Czesław Kiliszek był wieloletnim dyrektorem Ośrodka Badawczo- Rozwojowego Elektroniki Próżniowej, później po wielu perypetiach przekształconego w Instytut Technologii Próżniowej. Pracę jako młody fizyk zaczynał w 1953 r. w Zakładach Wytwórczych Lamp Elektrycznych, potem przeszedł do Przemysłowego Instytutu Elektroniki. Był więc świadkiem zarania PIE. Oto, co wspomina:
Na temat półprzewodników w PIE wiele powiedzieć nie mogę. Profesor Barwicz, który był pierwszym dyrektorem, nie przepadał za tematyką półprzewodników. Pamiętam, że dość szybko grupa półprzewodnikowców została z Długiej "przegoniona" na ul. Stępińską. Przez pewiem czas był tam zresztą nasz zakład doświadczalny. Z tego powodu na ul. Długiej żadne elementy półprzewodnikowe nie zachowały się.
Powrót do strony głównej